in_love_with_reading_books
03-08-2023
„Nie przewidzieli tego, że staną się dla siebie kimś więcej niż okazją do zemsty i sposobem na zdobycie diamentu. Nie podejrzewali, że po wszystkim, czym obarczył ich los, byli zdolni do miłości.
Być może gdyby byli kimś innym i spotkali się w odmiennych okolicznościach, życie byłoby dla nich łaskawsze.”
Od dawna jestem zakochana zarówno w piórze, jak i w twórczości Julii Brylewskiej. Ubóstwiam ten wyjątkowy i charakterystyczny klimat, którego nie da się pomylić z niczym innym. Przeczytałam już wiele jej historii i za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu, jak fantastycznie potrafi mnie oczarować stworzonym przez siebie dziełem. Czy w przypadku „Vincenta” również tak się stało?
Przyznam się szczerze, że na początku miałam problem z wdrożeniem się w opowieść, wiem jednak, że to bardziej kwestia tego, że ogólnie od jakiegoś czasu mam problem z czytaniem i motywacją niż samą książką. Julia stworzyła naprawdę intrygującą fabułę. Białowłosy złodziej i zdradzona kobieta, którzy łączą szyki, by osiągnąć swoje własne cele. Z taką historią jak ta nie miałam nigdy wcześniej styczności, dlatego im bardziej zagłębiałam się w historię, tym coraz bardziej się uzależniałam. Nawet nie zorientowałam się, gdy ten oto złodziej skradł przy okazji moje serce. Vincent zrobił to w wyjątkowy sposób, bo niespostrzeżenie. Stopniowo oczarowywał swoją osobowością, charyzmą, a jego wypowiedzi podszyte humorem niejednokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Jego postać jest wyrazista i zdecydowanie obudziła moją sympatię, mimo wykonywania moralnie wątpliwej pracy. Podobało mi się, jak starał się uczynić Eleanor silniejszą, jak budził uśpioną w niej kobiecość i pewność siebie, a momenty, gdy nazywał ją „najdroższą”, robiły z moim sercem tę dziwną rzecz. Julka po raz kolejny rozkochała mnie w wykreowanym przez siebie mężczyźnie i wcale nie mam jej tego za złe.
Eleanor poznajmy w momencie, gdy nie czuje się dobrze w swojej skórze. Choć ma poślubić ukochanego mężczyznę, otoczenie nie jest temu przychylne i dobitnie jej to okazuje. Gdy na jaw wychodzi zdrada Lucasa, dostrzegalny jest jej ból. Czułam go i współodczuwałam. Jednym ze znienawidzonych przeze mnie wątków jest właśnie zdrada, nigdy nie potrafię zrozumieć motywów, jakimi kierują się ci, którzy zdradzają. Chęć dowiedzenie się tego, dlaczego zrobił to Lucas, czym się kierował, obierając taką drogę, po części była jedną z najbardziej napędzających moje czytanie. Tutaj mimo wszystko wygrało pragnienie, by dowiedzieć się, czy Vincentowi i El uda się zrealizować swój plan. Byłam ciekawa, jak autorka to poprowadzi i nie ukrywam, poczułam się zaskoczona. Wprowadziła dreszczyk emocji i niecierpliwe oczekiwanie, co niewątpliwie dopełniło tę opowieść.
Wracając jednak do Eleanor, uwielbiam to, jaką przechodzi przemianę na kartach powieści. Staje się naprawdę silna, ewoluuje ze zranionej kobiety w prawdziwą petardę, która pod koniec powieści po prostu imponuje. Cudowne jest to, jak Vincent popycha ją ku lepszemu, jak stawia jej wyzwania. Zabawne było także obserwowanie jej początków jako złodziej. Ich relacja jest doprawdy wyjątkowa, nieoczywista, nienachalna, a jednocześnie podszyta dawką pożądania. Naznaczona jest także piękną dawką emocji, bo przy Eleanor Vincent odkrywa nieznaną część siebie, tę, która pragnie mieć u swego boku kogoś bliskiego. Poruszyło mnie to dogłębnie, biorąc pod uwagę fakt, że mężczyzna od urodzenia był sam.
„Vincent” to powieść, która podstępnie wkrada się w łaski czytelnika. Intryguje, uzależnia i pochłania. Epilog umiejscowiony w czasie z datą premiery książki to prawdziwa gratka dla fanów tej historii. Uwielbiam takie niuanse! Przepadłam dla tej historii i chociaż nadal moim numerem jeden, jeśli chodzi o twórczość Julii Brylewskiej, jest dylogia „Gods of Law”, to niezaprzeczalnie oddałam także kawał swojego serca białowłosemu złodziejowi. Wy również musicie poddać się jego czarującej osobowości. Polecam!