Książki Julii Popiel są fenomenalne! Książka napisana jest prostym językiem, dzieki czemu czyta ją się szybko i lekko :) Historia bohaterów jest interesująca, gorąca i momentami wzruszająca. Serdecznie polecam :)
Agata i Karolina - czarno.czerwone.cc
20-03-2023
"Życie nie zawsze układa się tak, jak byśmy tego chcieli, a ja po raz pierwszy przekonuję się o tym na własnej skórze. Nie mamy wpływu na uczucia, które często rodzą się w nas w zupełnie nieoczekiwanych momentach, na emocje, które przy tej jedynej osobie buchają w nas gwałtownie niczym fajerwerki. Niestety w naszym nieidealnym świecie pragnienia, głęboko skrywane w sercach, nie zawsze wystarczają. Co z tego, że droga nasza i drugiej osoby na krótką chwilę się krzyżuje, skoro przez resztę życia mają one biec równolegle i z dala od siebie?"
▪️▪️▪️
Z początku gdy tylko usłyszałyśmy o najnowszej książce Julii Popiel nie wiedziałyśmy czego się spodziewać. Niepozorny tytuł, niepozorny opis. Jednak coś nam mówiło, że nie powinno się koło tego tytułu przejść obojętnie. I wiecie co? Teraz już zawsze będziemy słuchać tego naszego wewnętrznego głosu! Ależ ta książka była dobra ❤️ chodź nie ma w sobie nie wiadomo jakiej akcji i zwrotów, które mogłyby przyprawić Was o zawał serca to jest wypełniona emocjami aż po brzegi. Autorka stworzyła cudowną(!) powieść w której głównie zapoznajemy się z relacją bohaterów jakimi są Marianne i Ashton i niech Was to nie zmyli bo już sama obserwacja tej pary potrafi momentami rozgrzać czytelnika do czerwoności przez wyładowania elektryczne jakimi przesycone są ich spotkania a to jak się rodzi pomiędzy nimi nić porozumienia i w końcu zaczynają do siebie docierać...
in_love_with_reading_books
13-03-2023
„Pogodziłam się z faktem, że nasza od samego początku niesamowicie intensywna i niemożliwa do zracjonalizowania relacja, nie miała przyszłości. Że nie dostaniemy kolejnej szansy. Przecież mieliśmy siebie tylko na chwilę.”
„Bez przyszłości” to powieść, która od dłuższego czasu za mną chodziła, kusiła, ale jednocześnie przerażała. Jeszcze zanim pojawiła się jej oficjalna zapowiedź, wiedziałam, że muszę przygotować się na ból i łzy. Sam tytuł jest dość wymowny i na pewno się w tej kwestii ze mną zgodzicie.
Już pierwsze rozdziały przypomniały o czymś, co w ciągu kilku ostatnich miesięcy zdążyło zatrzeć się w mojej pamięci. Mam tu na myśli to jak fantastyczne pióro ma Julia Popiel. Jest niesamowicie bogate i dojrzałe, a opisy tak malownicze, że czytając, opisywane wydarzenia oglądałam w głowie jak film. W ogóle odnoszę wrażenie, że historia Marianne i Ashtona idealnie nadawałaby się na scenariusz do ekranizacji. Autorce udało się stworzyć coś nowego. Historię miłosną, która jest nietuzinkowa, wyjątkowa, poruszająca, a przy tym rozbrajająca emocjonalnie. Relacja głównych bohaterów od samego początku ma termin ważności. Nie brakuje jej jednak ognia, o czym dobitnie świadczą pełne pożądania i namiętności sceny erotyczne, które Julka opisuje wręcz fenomenalnie. Są zmysłowe i pobudzają wyobraźnię. Poza tym całość okraszona jest ogromną dawką emocji.
Czytelnik od samego początku podskórnie czuje, że przyjdzie taki moment, który zaboli, że w sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie „i żyli długo i szczęśliwie” nie jest wcale na wyciągnięcie dłoni. Kiedy Ashton i Mari przebywali w swojej bańce, byłam tam z nimi i to było takie cudowne. Nie chciałam jej opuszczać, bałam się momentu, kiedy to wszystko się skończy. Bohaterowie wzbudzili moją sympatię, a obserwowanie jak oboje zmieniali się pod wpływem siebie nawzajem, było fantastycznym doświadczeniem. Marianne w końcu zamknęła rozdział w swoim życiu, który kładł się cieniem na jej pewności siebie. Z kolei zamknięty w sobie Ashton znalazł kogoś, kto potrafił go zrozumieć. Otworzył się i okazało się, że skrywa przepiękne wnętrze, które pokazał wyłącznie Mari. To idealny przykład motywu „right person, wrong time”. Taka jest prawda, byli dla siebie stworzeni, ale okoliczności i czas były nieubłagane… a trzydziesty pierwszy rozdział złamał mi serce. Dwa poprzednie wywołały moje łzy, to tak cholernie bolało, ale ten jeden rozdział rozjechał mnie emocjonalnie. W ogóle sposób, w jaki został skonstruowany to coś niebywałego. Julka zrobiła to niepozornie, ale jego wydźwięk zrobił o wiele lepszą robotę niż akapity pełne wynurzeń i żalu. Rewelacja! Chociaż w tym momencie pragnęłam wyrzucić książkę przez okno, to gdzieś czułam, że potrzebuję doczytać ją do końca. Że to tak nie może się skończyć, a ja potrzebuję, by moje serce zostało sklejone. Czy się udało? O tym sami musicie się przekonać. Wspomnę tylko, że podoba mi się, jak autorka to zakończyła tę historię. Sprawiła, że czytelnik sam kreuje sobie w głowie dalsze wydarzenia, przez co nie opuszcza tego świata od razu. Spędziłam dobre kilka godzin, wyobrażając sobie ciąg dalszy i to jest moim zdaniem jest dobre. O wiele lepiej zapada w pamięć. Poza tym epilog w formie listu Mari do babci kupił mnie bez reszty. To takie dopełnienie, którego potrzebowała ta historia.
Jestem zachwycona tą powieścią. Tym, jak poprowadziła ją autorka, mimo iż były takie momenty, gdy myślałam, że nie wybaczę jej tego bólu. Ostatecznie jednak Mari i Ashton znaleźli specjalne miejsce w moim sercu i wiem, że będę do nich wracać. Polecam Wam tę historię, zapewniam, że Wasza dusza zostanie nakarmiona.
„Marianne jest dla mnie Słońcem. Najjaśniejszą, a zarazem najbardziej oddaloną gwiazdą. Kiedy zniknie, zniknę razem z nią, ale na razie jest tutaj ze mną i… tylko to się liczy.”
ksiazkowy_mruczek
27-02-2023
‘Bez przyszłości’ to cudowna historia o miłości, pokonywaniu swoich słabości i walce o lepsze jutro. Tę pozycję można zaklasyfikować jako bardzo klimatyczny i lekki romans, w którym poruszony jest temat dozoru kuratorskiego, tajemnic małego miasteczka oraz pikane sceny. Biorąc pod uwagę ostatnią kwestię informuję, że nie jest to literatura dla każdego.
No dobra oficjalnie mogę powiedzieć, że ta pozycja skradła moje serce. Co prawda początek mieliśmy trudny, gdyż wydawała mi się zbyto oczywistą historią, jednak im dalej w historię i im bardziej poznawałam bohaterów oraz to, jak ich relacja ewoluowała,to tym bardziej zakochiwałam się w niej. Miałam okazję poznać twórczość autorki, która ma naprawdę fajny i przyjemny styl pisania. Na tę chwilę mogę śmiało ogłosić, iż ta opowieść jest moją ulubioną historią jej autorstwa. Klimatyczne małe miasteczko, mrukliwy i tajemniczy sąsiad, tajemnice oraz błędy z przeszłości a pośród tego wszystkiego dziewczyna, która stara się pokonać swoje lęki i zacząć żyć w pełni. Śmiech, zdrada, urocze sceny, potyczki słowne między bohaterami, chwile grozy, rozpacz, walka o przyszłość, a to wszystko doprawione bardzo gorącymi scenami. Nic tylko sięgnąć po nią i oddać się jej klimatowi. Bardzo spodobały mi się opisy małych domków na uboczu i okolicy, zwłaszcza moje serce skradł obraz znad jeziora. Aż nabrałam ochoty na taki wypad. Wszystko pięknie opisane, lecz bez zbędnego przedłużania, co jest dużym atutem.
Jeśli chodzi o bohaterów, to nie ma ich za wiele, lecz to dla tej opowieści jest plus. Autorka skupiła się na głównej parze, dzięki czemu dokładnie poznajemy ich myśli, uczucia, obawy, przeszłość oraz mamy możliwość obserwować ich zmianę. Niewątpliwie serce niejednej czytelniczki zostanie skradzione przez mrukliwego, a zarazem bardzo uroczego Ashrona. Na pierwszy rzut oka niedostępny i arogancki, lecz im bliżej go poznajemy, tym więcej zyskuje w oczach. Nie będę mówić co się w nim zmienia, by nie psuć Wam zabawy lecz dodam tylko jedno - tutaj ‘nie oceniaj książki po okładce’ choć w tym przypadku niedźwiadka po jego usposobieniu będzie jak najbardziej na miejsc. Marianne to jedna z bardziej pozytywnych postaci, jakie poznałam. Jestem zaskoczona jak pomimo swoich problemów i fobii potrafi patrzeć na świat pozytywnie i z uśmiechem. Bardzo spodobało mi się jej podejście do życia i ludzi, że nikogo nie ocenia, dopóki sama go nie pozna. Dopiero na podstawie swoich doświadczeń wyrabia sobie opinie. Ta dwójka, na pozór różnych osób tworzy wspaniały duet, który rozczula, daje do myślenia oraz nie raz Was rozbawi. Zwłaszcza ich przepychanki słowne.
Jak wspomniałam na początku jest to lekki romans, w którym znajdziemy dość gorące sceny, które dopełniają całą historię. Gorące, namiętne momentami dzikie, wszystko napisane z wyczuciem i smakiem. Nie jednej osobie podskoczy przy nich tętno.
‘Bez przyszłości’ to historia, która zakradła się do mojego serca, pomimo początkowych obaw. Klimatyczna, zmysłowa, pobudzająca wyobraźnię, lecz przede wszystkim emocjonująca. Spędziłam z nią naprawdę miłe chwile dlatego polecam Wam ten tytuł.
@historie_budzace_namietnosc
15-02-2023
„Potrzebuje mnie, a ja potrzebuje jego. I nie obchodzi mnie, jak bardzo to wszystko się skomplikuje… Ashton chce mnie, a ja chce jego. Tylko tyle i aż tyle”.
Ona nie oceniała ludzi, póki sama ich nie poznała. On pragnął poczuć się normalnie i zataił prawdę, czemu nie opuszcza domu. Oboje pragną siebie jak nikogo do tej pory. Oboje wiedzą, że bajka nie będzie wiecznie trwała, a ich układ ma termin ważności. Wiedzieli, że nie powinni się w sobie zakochać, a jednak serce wygrało z rozumem. Ponoć prawdziwa miłość pokona wszystko. Czy tym razem również tak będzie? Czy coś, co miało być bez przyszłości, zmieni się w szczęśliwą przyszłość?
Marianne niespodziewanie dowiedziała się, że odziedziczyła dom po swojej babci. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wcale nie wiedziała o jej istnieniu. Jedzie do Swansea, by dowiedzieć się, kim była jej babcia i ojciec oraz sprzedać dom. Nie przewidywała żadnych komplikacji, miała jasno ustalone cele i wszystko zaplanowane. Tylko że plany planami, a życie życiem. O czym miała się już niebawem przekonać. Jej jedynym sąsiadem okazał się przystojny i wybuchowy Ashton. Ich znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale z czasem wszystko się zmieniło. Tylko on miał kaganiec, który uniemożliwiał mu normalne funkcjonowanie i nie ufał nikomu. Żył w cieniu, dopóki nie pojawiło się słońce, które wszystko zmieniło.
Ta historia jest przepełniona emocjami bohaterów, tymi pozytywnymi, jak i negatywnymi. Strachem, bólem, pragnieniami, poświęceniem, utratą nadziei i zaufania. Oboje przeszli przemianę dzięki tej znajomości i odnaleźli coś czego, niekiedy szuka się latami - prawdziwą miłość. Tylko co się stanie, gdy zasmakujemy tego uczucia, a później go zabraknie? Gdy zabraknie osoby, dzięki której każdy dzień stawał się znacznie lepszy. Historia jest podzielona na trzy części i to ta ostatnia sprawiła, że kilka razy oczy mi się zaszkliły od łez. Wciągająca historia, która do samego końca trzyma w niepewności, jak się skończy.
Kiedy kilka miesięcy temu dostałam rękopis "Bez przyszłości", od razu wiedziałam, że to będzie coś wyjątkowego. Historia w niczym nie przypomina poprzednich książek Julii i chociaż dylogia "Niedostępny prawnik" zawsze będzie dla mnie ważna ze względu na to, że to od niej zaczęła się cała moja przygoda z twórczością Julki, ta powieść znalazła szczególne miejsce w moim sercu w zupełnie inny sposób. Autorka wskakuje tutaj na zupełnie inny poziom swojej twórczości - przedstawia nam historię piękną, emocjonalną, momentami bolesną i wielowarstwową, która porusza serce i zostaje w nim na długi, długi czas. A objęcie jej patronatem medialnym to nie tylko czysta przyjemność, ale ogromny zaszczyt.
Kiedy poznajemy główną bohaterkę tej historii, Marianne Coleman, właśnie przyjeżdża do małego miasteczka Swansea w Karolinie Południowej, aby zająć się domem po zmarłej babci, który kobieta zostawiła jej w spadku. Do niedawna nawet nie wiedziała o jej istnieniu, planuje więc spędzić kilka tygodniu na sprzątaniu i remontowaniu, aby móc go sprzedać, a potem wyjechać do pracy i na studia i nigdy się za sobą nie oglądać. Jej plany zostają jednak zachwiane, gdy okazuje się, że jej nowym sąsiadem jest przystojny, aczkolwiek z niewiadomych powodów irytująco nieprzystępny, Ashton Wood, który nie boi się pokazać, że nie jest zadowolony z jej obecności. Kiedy jednak ich kolejne spotkania nasycone zainteresowaniem i frustracją w końcu prowadzą do konfrontacji, a Marianne dowiaduje się prawdy, dlaczego mężczyzna zdaje się spędzać każdą chwilę w swoim domu w samotności, ich relacja drastycznie się zmienia. Ashton proponuje Marianne układ nie do odrzucenia: miałby połączyć ich romans bez większych zobowiązań i bez przyszłości, a po upływie czasu, który Marianne ma spędzić w Swansea, obydwoje o sobie zapomną i każde rozejdzie się na własne strony. Tylko czy po wszystkich wspólnych nocach i spokojnych chwilach, szczerych rozmowach i otworzeniu dla siebie serc uda im się tak po prostu od siebie odejść?
Kiedy książka zaczyna się jednym z najsmutniejszych cytatów, z jednej z najsmutniejszych książek, jaką miałam okazję czytać w moim życiu, a na dodatek także na nim oparta jest cała struktura książki... to wiadomo, że trzeba się zaopatrzyć w mocne wino i całą paczkę chusteczek, aby przetrwać. Rozpoczynający książkę fragment z "Reminders of Him" Colleen Hoover idealnie nadaje klimat całej historii Marianne i Ashtona. W końcu tytuł tej powieści nie wziął się bez powodu. Gdyby spojrzeć na definicję wątku "odpowiednia osoba, nieodpowiedni czas", znaleźlibyśmy tam właśnie Marianne i Ashtona. Z każdą ich kolejną interakcją, z każdym pocałunkiem, z każdym wyznaniem, którego nie zdradzili nikomu innemu, tylko sobie, wiadome było, że ta dwójka to bratnie dusze, które miały się odnaleźć. Ale czas nie sprzyjał im od samego początku i właśnie o tym jest ich historia - o czerpaniu radości z najmniejszych chwil, o korzystaniu z czasu, który jest nam dany i nie martwieniu się o przyszłość, której może nie być.
Pokochałam Ashtona i Marianne w pierwszej sekundzie. Ją za wrażliwość, wewnętrzne piękno i to ciepło oraz dobroć, którymi tak przyciągnęła do siebie głównego bohatera. A jego za złote serce, które przez tak długi czas żyło w samotności i po prostu pragnęło miłości drugiego człowieka. Obydwoje zakradli się w zakątki mojego serca, zagnieździli się w nim i już tak zostali. To jest bardzo słodko-gorzka historia, ale wrażliwość uczuć tych bohaterów sprawia, że każda wylana łza jest warta poznania zakończenia. Ta powieść sprawiła, że czułam tak wiele emocji. Śmiałam się. Wkurzałam się. Walczyłam z rumieńcami na twarzy. Miałam szaleńcze motylki w brzuchu. I płakałam, dużo płakałam. Ze smutku, ze wzruszenia, ze szczęścia. Doceniam ją za to, że pomimo wiszącej nad bohaterami chmury nieuchronnego rozstania, w ich historii znalazło się tak wiele spokoju, radości i miłości.
Klimatu książce nadaje urok małego miasteczka i muszę przyznać, że lokalizacja tej powieści od razu przeniosła mnie do przeszłości, do małomiasteczkowych powieści w stylu "Bez Słów" Mii Sheridan, czy "Zawsze i wszędzie" Brittainy C. Cherry, które lata temu pokochałam i do których nadal powracam z nostalgią. Dokładnie do takiej przegródki dodałabym "Bez przyszłości" - do listy książek napisanych z sercem, z pewną wrażliwością, o ludziach, którzy trafiają na siebie niespodziewanie, ale już na zawsze zmieniają swoje życia. Przeganiają wzajemnie swój smutek, obdarzają się najpiękniejszą formą miłości, wnoszą do swoich żyć odrobinę spokoju, zrozumienia i szczęścia, nawet jeśli tylko na chwilę.
"Bez przyszłości" to książka przepiękna, zapadająca w serce. Namiętna, pełna wrażliwości, zabawna. Chociaż momentami także bolesna, niesie w sobie też nadzieję, że na każdego z nas czeka ta jedna, odpowiednia osoba i prawdziwe uczucia przetrwają pomimo upływu czasu i kolejnych przeszkód stawianych na drodze. Mam nadzieję, że Marianne i Ashton znajdą szczególne miejsce w waszych sercach, tak jak znaleźli je w moim.
Recenzja z bloga http://weronikarecenzuje.blogspot.com/2023/02/julia-popiel-bez-przyszosci-recenzja.html
wioletreaderbooks
29-01-2023
„Nasza relacja wcale nie ma z góry narzuconego terminu ważności, my nie pochodzimy z dwóch różnych światów, a przyszłość...przyszłość nie istnieje. Dzisiaj liczy się tylko teraźniejszość. Dzisiaj liczymy się tylko my.”
Marianne jedzie uporządkować dom po babce. Spadek, który otrzymała miał być zastrzykiem gotówki, ale także zresetowaniem przed podjęciem pracy i studiów. Jednak już pierwszego dnia spotyka zadufanego sąsiada, który skrywa wiele tajemnic. Ona pełna radości i zrozumienia kobieta da szasnę nowo poznanemu mężczyźnie ? Czy Ashton pozwoli jej poznać swoje tajemnice ?
„Zemsta ma w sobie to, że zawsze na swój sposób jest oczyszczająca, ale ulga wyparowała ze mnie tak szybko, jak dopadły mnie konsekwencje.”
Ona za chwilę ma wyjechać. On musi tu zostać. Czy pozwolą sobie na rozwinięcie relacji ? Czy głębsze poznanie, otworzenie na nową osobę sprawi, że Marianne zmieni decyzję ? Czy obydwoje będą w stanie zaryzykować dla miłości ?
„W przypadku strach przed nieszczęśliwym zakończeniem był słabszy od dominującego pragnienia przeżycia przygody.”
Piękna książka, która łapie za serce. Jest zdecydowanie czymś do tej pory niespotykanym, a dodatkowo połączenie lekkości pióra i umiejętności przekazywania emocji przez Julię tworzy niezapomnianą historię, która wywoła wiele różnych uczuć, wiele przemyśleń i da jednocześnie nadzieję na lepsze jutro.
Julia Popiel stworzyła historię jednotomowej miłości, która jest na dłuższą metę niemożliwa, ale czy wakacyjna przygoda stanie się na tyle ważna, aby zawalczyć o siebie, o swoje marzenia i postawić wszystko na jedną kartę ?
Każdy chce mieć szansę na lepszą przyszłość, ale czasem....
Musisz sięgnąć by sprawdzić, czy uczucie będzie miało rację bytu.
Szczerze zachęcam do lektury
naczteryksiazki
28-01-2023
Czy kiedykolwiek w trakcie czytania poczuliście z książką szczególną więź?
∞/10
Siadając do tej recenzji mam praktycznie łzy w oczach na samą myśl, że trzymam w dłoni najcudowniejszą nowość od Julii Popiel. „Bez przyszłości” to opowieść inna niż wszystkie. Jednocześnie łamie serce na milion kawałeczków i skleja je, otulając ciepłem i bezpieczeństwem. Zapewnia wszystko, czego czytelnik może tylko zapragnąć, a nawet i jeszcze więcej.
Wszystko zaczyna się dość niewinnie. Dwudziestopięcioletnia absolwentka zmuszona jest wybrać się w podróż do małego miasteczka, gdzie czeka na nią stary dom, który otrzymała w spadku po zmarłej babci. Zadanie było dość proste - wyremontować go, uprzątnąć, a następnie sprzedać i zapomnieć o całej sprawie.
A co by było, gdyby na drodze młodej kobiety pojawił się pewien mężczyzna, który woli trzymać się na uboczu? Typ samotnika, który prowadzi warsztat samochodowy i dodatkowo jest nowym sąsiadem panny Coleman. Aston już na dzień dobry serwuje dziewczynie wyjątkowo chłodne powitanie, zbyt pochopnie ją oceniając. Ich początki wydają się dość niepewne, ale z każdą kolejną chwilą, którą spędzają w swoim towarzystwie, nabierają do siebie zaufania.
Warto podkreślić, że ich relacja posiada termin ważności. Aston i Marianne, decydując się na układ „bez zobowiązań”, wiedzieli, że nie mogą pozwolić sobie na nic więcej. Że wszelkie uczucia muszą pozostać za szczelnie zamkniętymi drzwiami.
Co jednak się stanie, gdy któreś z nich przypadkowo zapomni je zamknąć, a te dopadną ich ze zdwojoną siłą?
Ta słodka, fioletowa i dość niewinna okładka kryje w swoim wnętrzu najpiękniejszą i jednocześnie najboleśniejszą historię na całym świecie. Julia Popiel, tworząc fabułę, ale również wspaniałych bohaterów oddała nam cząstkę siebie i ukazała, że zawsze warto iść za głosem serca.
„Bez przyszłości” zostało podzielone na trzy części. Przygodę rozpoczynamy z tytułem „Życie przed Tobą”. To moment, w którym mamy niepowtarzalną szansę, aby w pełni zatracić się w tym niesamowitym świecie z małomiasteczkowym klimatem, w którym autorka czuje się wręcz jak ryba w wodzie. Opisy okolic, specyficznych zwyczajów i zachowań mieszkańców Swansea już od samego początku rozczulają serce czytelnika. Kawałek po kawałeczku zostajemy wciągnięci w tę genialną historię. Obserwujemy również powoli budującą się relację pomiędzy głównymi bohaterami. To ten etap, gdzie wszystko jest zwykłą zabawą, chwilą przyjemności. Wyczuwalna jest prostota, lekka niepewność, namiętność i rodzące się stopniowo uczucia, na które przecież nie mogli sobie pozwolić.
I nagle dochodzimy do „Życie podczas Twojego istnienia”, czyli mojej ulubionej części, która rozpoczyna się prawdziwym emocjonalnym rollercoasterem. Tutaj już nie ma miejsca na odpoczynek, a Julia zapewnia nam porządną dawkę szalejących uczuć. Wszystko staje się wyraźne, intensywne i na pewien sposób niebezpieczne. Dostrzegamy znacznie więcej, wylewamy niezliczoną liczbę łez, a usta czasami zaczynają nas boleć od ciągłego śmiechu. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej zakochujemy się w ukazanych bohaterach i ich wyjątkowej więzi. Ale dodatkowo odczuwamy lęk, wiedząc, że w każdej sekundzie ta sielanka może się zakończyć. To właśnie ten czasu, gdy Mari i Ashton będą musieli dokonać wyjątkowo ciężkich wyborów…
Wraz z potokiem łez w końcu witamy część trzecią, czyli „Życie po Tobie”. Ostatnie sto stron pełne bólu, tęsknoty, szczerości i niewypowiedzianych słów. To ten element historii, który najzwyczajniej w świecie był potrzebny, aby spojrzeć na pewne aspekty w całkowicie nowy, lepszy sposób. Tutaj nie tylko obserwujemy odczucia bohaterów, ale dostrzegamy elementy, które wielokrotnie ignorujemy w prawdziwym życiu. Julia wykazała się niesamowitą perfekcją, tworząc całą tę opowieść, sklejając ją z małych cegiełek. To właśnie dzięki temu, krok po kroku zatracamy się w przygodzie, która wybija się ponad każdą znaną mi pozycję. Czytając ją, przeżywałam każdą emocję, która tylko była możliwa. Czułam rozpływające się w moim wnętrzu ciepło, ale również i ból, bez którego nie byłabym sobie w stanie wyobrazić tej pozycji.
To nie jest kolejny zwykły romans o dwójce samotnych bohaterów. „Bez przyszłości” pozwala poczuć się jak w rodzinnym domu. W trakcie mojej przygody z tą historią odczuwałam wewnętrzny spokój, nawet w tych trudnych momentach. Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem Julia stworzyła tak cudowną opowieść, ale wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Losy Ashtona i Marianne są dla mnie szczególnie ważne. Ich relacja jasno daje do zrozumienia, że zawsze warto sięgać po marzenia i walczyć o nie, nawet jeżeli wydaje się to praktycznie niemożliwe. Jeżeli zdecydujecie się sięgnąć po tę opowieść, z całego serduszka chciałabym, abyście spojrzeli na pewne fragmenty troszeczkę szerzej i wyciągnęli z tej lektury ważną lekcję. Ja z tego miejsca gorąco Wam ją polecam!