in_love_with_reading_books
28-06-2024
„– Tylko nad tobą nigdy nie potrafiłem zapanować.
Mój oddech staje się płytki, ale jakoś udaje mi się wyszeptać:
– Ponieważ jestem twoim chaosem?
– Ponieważ sprawiasz, że nie mogę doczekać się kolejnego dnia.”
Powoli zbliżamy się ku końcowi serii „Royal Elite”, został jedynie ostatni tom podsumowujący wszystkie pary, a ja na samą myśl o tym pożegnaniu robię się smutna, bo Rina Kent i jej twórczość skradły potężny kawałek mojego serca. Gdybym miała wybrać ulubioną historię z tego uniwersum, chyba bym nie umiała. Każdy z nich jest na swój sposób wyjątkowy, unikatowy i porusza różne tematy. W moim odczuciu „Ruthless Empire” jest jednym z najbardziej mrocznych i pokręconych tomów. Nie sądziłam, że autorka tak bardzo wyprowadzi mnie na manowce, a jednak to się stało.
Głównymi bohaterami tej powieści są Silver i Cole. Znają się od dzieciństwa, a ich „przyjaźń” należy raczej do niekonwencjonalnych. On jako jedyny widział jej łzy, a ona jest jego chaosem. Obiecali sobie, że wszystkie pierwsze razy będą należeć do nich. Lata nienawiści, przyciągania i odpychania osiągają punkt kulminacyjny, gdy stają się przybranym rodzeństwem. Silver powinna być dla Cole’a nieosiągalna, ale on nie zna żadnych granic. Jeśli czegoś pragnie, to będzie jego. I Silver w końcu zorientuje się, że należy wyłącznie do niego.
Rina Kent jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i nie inaczej było tym razem. Wykreowała genialny, duszny i uzależniający klimat. Postawiła na skomplikowaną relację, którą ciężko rozpatrywać w kategorii czerni i bieli. Jest pokręcona, ale w przypadku tych właśnie bohaterów nie mogła być inna. Silver i Cole to złożone postaci, doświadczenia ukształtowały ich w taki sposób, że ciężko doszukać się w niej zdrowych aspektów. Ale to fikcja literacka, a my lubimy darki, prawda? Ja kocham! Jak żaden inny gatunek zapiera dech w piersiach, doprowadza krew do wrzenia, robi z mózgu sieczkę, pozostawiając z ogromem pytań odnośnie do własnego zdrowia psychicznego.
Relacja Silver i Cole’a jest jak przejażdżka rollercoasterem. Nieprzewidywalna, szalona, upajająca, uzależniająca. Sceny zbliżeń między nimi są pierwotne, wyuzdane, ale napisane w sposób pobudzający wszystkie zmysły. Pod względem emocjonalnym autorka również nie zawodzi, zadbała o podłoże psychiczne, a wszelkie zawirowania mają podłoże właśnie w ich doświadczeniach. Mamy tu także motyw przybranego rodzeństwa, ale w moim odczuciu nie odgrywa jakiejś istotnej roli. Nie wyczuwałam w związku z tym jakiegoś dreszczyku, dla mnie to taki dodatek do całości. Tutaj większe znaczenie miała przeszłość niż to świeże małżeństwo ich rodziców. Byłam ogromnie ciekawa tego tomu, nie byłam pewna, jak go odbiorę, bo dotychczas Silver pokazała się jako postać, którą ciężko było polubić. Ta historia otwiera oczy, wypełnia zrozumieniem dla jej postaci, a także ostatecznie budzi nawet sympatię. Cole z kolei to totalna enigma. Jako najcichszy z Jeźdźców od początku budził moje zaintrygowanie. Na jego przykładzie autorka pokazuje, że rzeczywiście cicha woda brzegi rwie.
Tym, co niewątpliwie nadało powieści nietuzinkowego klimatu to wątek stalkera Silver. Momentami czułam się, jakbym czytała jakiś thriller, bo Rina Kent pokusiła się nie tylko o perspektywę Cole’a i Silver, ale też właśnie tego stalkera, który sam siebie nazywa Lalkarzem. Powiem tyle – nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Podane na tacy rozwiązanie od samego początku mi nie siedziało, miało jedynie uśpić czujność, ale głównie samych bohaterów, bo czytelnik od razu domyśla się, że ta osoba za tym nie stoi. To było zbyt oczywiste i zbyt szybko się rozwiązało. Muszę jednak przyznać, że podejrzewałam kogoś innego, a gdy przyszło do rozwiązania zagadki, poczułam się jakbym dostała obuchem w głowę. Byłam na siebie wściekła, że nie połączyłam wcześniej kropek. Wyszło FENOMENALNIE! Rina to moja królowa.
„Ruthless Empire” to kolejna spod pióra Riny Kent perełka, która zachwyca mrocznym i wciągającym klimatem. Postawiła na dwie wyraziste i skomplikowane postaci, a ich historia pochłania i angażuje. Styl pisania autorki sprawia, że powieść ma się ochotę pochłonąć na raz, a ilość stron jest kompletnie niewyczuwalna. Jeśli lubicie historie z pogranicza new adult i dark romansu to seria „Royal Elite” jest właśnie dla Was. POLECAM!