Złotowłosa i Książki
21-03-2023
Aurora De La Torre zostawiła za sobą swoje życie. Porzuciła wszystko to co znała, by po wielu latach powrócić do rodzinnej miejscowości. Do miejsca pełnego różnorakich wspomnień. Lecz już pierwszy dzień pobytu w Pagosa Sparings nie napawa optymizmem. Okazuje się, że właściciel domu, który wynajęła wziął ją za złodzieja.
Tobias Rhodes jest strażnikiem leśnym i prawie całe dnie spędza poza domem. Ten małomówny, mrukliwy i szorstki mężczyzna zdecydowanie nie jest osobą, z którą warto próbować się zaprzyjaźnić. Choć przystojny, to strasznie nieprzystępny.
Dlaczego Aurora powróciła? Jak wcześniej wyglądało jej życie? Jaki przy bliższym poznaniu okaże się Tobias? Jaka jest jego historia? Czy dwie zbłądzone dusze, pełne blizn znajdą ukojenie? Czy faktycznie wszystkie drogi będą prowadzić ich wprost do sobie? Czy jest im pisany happy end?
Książki Mariany Zapaty dosłownie ubóstwiam. Przepadłam dla jej twórczości już po pierwszej styczności z piórem. Od tamtej pory wiem, że po jej książki mogę sięgać w ciemno. I zdecydowanie warto dla nich zarezerwować w swojej biblioteczce więcej miejsca.
Dla najnowszej i tym razem przepadłam. Wpadłam w tornado. W rollercoaster emocjonalny, który czystym strzałem trafił wprost do mego serca.
Historia Aurory i Tobiasa okazała się być bardzo złożona. Ich przeszłość, spora różnica wieku... Poza nimi mamy także syna głównego bohatera, przyjaciółkę głównej bohaterki oraz jej eks. A to jeszcze nie wszystko.
Co rusz byłam zaskakiwana. Same dokładne wątki budziły odpowiednie emocje. A ich było wiele. Każdy z nich został odpowiednio rozbudowany i dopracowany. A do tego slow burn, który wręcz elektryzował. Stopniowo, maleńkimi kroczkami napięcie rosło w oczekiwaniu na wybuch wulkanu. To było dobre. Bardzo dobre. Smakowite, wyważone i dopieszczone.
Co jeszcze znajdziemy? Humor. W powieści są chwile, podczas czytania których uśmiech wypływa na usta. Zdarzyło mi się nawet kilkukrotnie roześmiać pełnią płuc.
A dla równowagi coś było? A jakże! Chwile grozy, smutku, melancholii i rozpaczy.
Mimo złudnego ślimaczego tempa dynamiczna akcja wciągała na całego. Bardzo dobre opisy. Bardzo trafne przemyślenia głównej bohaterki.
A wiecie co jest najlepsze? Że autorka tak żonglowała emocjami, że po ukończeniu lektury nie było mi łatwo wrócić do rzeczywistości. Dała nam pełną paletę emocji.
Perfekcyjna kreacja bohaterów. Byłam oczarowana Aurorą. Jej dobrocią i iskrą życia, jaką w sobie miała mimo bagażu doświadczeń jaki niosła na swych barkach. A Tobias okazał się być jej całkowitym przeciwieństwem. Sztywny, oschły, zimny. Mimo wszystko czekałam na to jego prawdziwe oblicze ukryte za głazem nieprzystępności.
To była cudowna historia. Pasjonująca i poruszająca wszystkie struny w sercu. Bardzo życiowa i bardzo realna. Pokazująca siłę przyjaźni i moc miłości. A także to, jak bardzo nieprzewidywalny bywa los. Ważne jest by być szczęśliwym i jednocześnie być ostoją osoby, na której nam zależy. Należy zachować równowagę i podążać za głosem serca.
Ech, strasznie smutno było mi się rozstawać z tą historią. Kawały dobrej lektury. Nawet nie wiem kiedy doczytałam do końca. Moja wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach a powrót do rzeczywistości był bolesny, oj był.
Zachęcam do czytania. Niech was nie przeraża rozmiar lektury. Przez powieść dosłownie się płynie. Ja jestem nią zachwycona i oczarowana.
Polecam
Współpraca: Wydawnictwo NieZwykłe
#recenzja
in_love_with_reading_books
01-03-2023
„Ludzie, których tracimy, zabierają ze sobą część nas, ale zostawiają też z nami cząstkę siebie.”
Mariana Zapata zdążyła mnie oczarować swoim stylem pisania już kilka miesięcy temu. Pokochałam jej „Wielki Mur z Winnipeg i ja”, by następnie totalnie przepaść dla „Od Lukova z miłością”. Z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, gdy w końcu będę mogła poznać jej kolejną powieść. Zdążyłam przywyknąć do grubości tworzonych przez nią powieści, więc tym razem nie towarzyszyło mi przerażenie, chociaż te ponad sześćset stron dla niejednej osoby mogą być wyzwaniem. Zdaję sobie również sprawę, iż styl pisania autorki nie trafi w gusta każdego czytelnika, ale tę sprawę mamy już wyjaśnioną — to nie zupa pomidorowa, by lubił ją każdy. Nie bez powodu Mariana Zapata została okrzyknięta królową romansów z motywem slow burn. Relacje, które kreuje, naprawdę zbudowane są od podszewki. W moim odczuciu są też bardzo realne, a przede wszystkim niesamowicie emocjonalne. Bohaterowie jej powieści noszą znamiona przeszłości, są doświadczeni przez los, a kwintesencję opowieści stanowi to, jak radzą sobie ze swoim bagażem. Osobiście uważam, że tego typu historie są wytchnieniem od tych wszystkich romansów, gdzie bohaterowie mają ochotę rzucić się na siebie już po pierwszym spotkaniu, a ich myśli zostają owładnięte pożądaniem. Wszystko to, a nawet więcej dostajemy również w powieści „Wszystkie drogi do ciebie”. Pokochałam ją niemal od pierwszych stron, a chwile, gdy zmuszona byłam oderwać się od lektury, traktowałam jak najgorszą torturę. Urzekła mnie swoim małomiasteczkowym klimatem i motywem gór, co odgrywało niesamowicie ważną rolę w całej tej opowieści. Początek jest dość tajemniczy, podsyca to ciekawość, by odkryć sekrety bohaterów i ich motywacje. Moim faworytem jest natomiast monolog wewnętrzny Aurory. To właśnie z jej perspektywy poznajemy wydarzenia. Nieustannie doprowadzała mnie do śmiechu, a jej walka z nietoperzem chyba przejdzie do historii. Ta kobieta jest niesamowita, uwielbiam jej ciepłą, troskliwą i emocjonalną stronę. Natomiast to, czego doświadczyła w życiu, napawało mnie smutkiem, ale fakt, że nie złamało to jej ducha, uważam za niezwykle inspirujący. Najlepsze jednak w tym wszystkim jest to, jak pod jej wpływem zmieniał się Rhodes. Jeśli są tu fanki motywu grumpy x sunshine, to ta historia jest dla Was. Jej próby „przekonania do siebie” właściciela wynajmowanego przez nią mieszkania, niejednokrotnie były przekomiczne. Mężczyzna nie mógł być zbyt długo odporny na jej urok, jednakże zmiana nastawienia nie jest nagła. To proces, w którym obserwujemy, jak stopniowo nawiązuje się między nimi nić porozumienia, potem przyjaźń, by w końcu mogły narodzić się o wiele cieplejsze uczucia. W moim odczuciu nawzajem stali się dla siebie uzdrowieniem. Kiedy w myślach Aurory pojawiał się Rhodes, a z każdym dniem fascynacja jego osobą się pogłębiała, moja fascynacja nim również się potęgowała. Na jego przykładzie autorka pokazała, że to czyny i troska są ważniejsze niż czułe i słodkie słówka. Po raz kolejny zadaję pytanie: „Gdzie są tacy mężczyźni?”. Jeśli znacie powieści Zapaty, wiecie, że na „coś więcej” trzeba trochę poczekać, ale to czekanie jest niesamowicie słodkie i naprawdę tego warte, bo doznania stają się o wiele lepsze. Dla mnie to ukoronowaniem uczucia, które jednak wymagało sporej uwagi.
„Nie myl tego, że daję ci przestrzeń z tym, że nie jestem zainteresowany. Nie przyprowadzam każdej spotykanej kobiety do swojej sypialni, w tym bardziej nie wprowadzam byle kogo do mojego życia […] Więc to, że jeszcze nie wiem, jak smakują twoje usta, nie znaczy, że o tym nie myślałem. Nie znaczy, że nie zamierzam się o tym przekonać.”
„Wszystkie drogi prowadzą do ciebie” to powieść, o której mogłabym mówić godzinami. To piękna historia, która urzeka, rozczula, porusza, łamie serce i je skleja. Pokazuje, jak dużą rolę odgrywa przeznaczenie, jak jedna decyzja potrafi zmienić bieg życia. To coś wspaniałego. Będąc już po lekturze, w mojej głowie nadal co chwilę pojawiają się różne sceny, które w szczególności zapadły mi w pamięć, oglądam je jak film, a na moich ustach gości uśmiech. Myślę, że ten stan potrwa jeszcze jakiś czas, ale uważam go za wyjątkowy, bo nie zdarza mi się to zbyt często. Po prostu kocham tę książkę, kocham jej bohaterów i całą otoczkę. Mariana Zapata po raz kolejny sprawiła, że przepadłam dla jej twórczości. Polecam z całego serca! Z niecierpliwością czekam też na kolejną powieść autorki.
wioletreaderbooks
19-02-2023
Aurora chciała w końcu znaleźć swoje miejsce. Chciała złapać oddech po byciu w długoletnim związku i wrócić tak, gdzie tak naprawdę żyła z matką, której nie ma. Aurora chce w końcu osiąść, wędrować i żyć spokojnie. Nie chciała luksusów. Wystarczył jej wynajęty domek nad garażem. Jednak właściciel nic o tym nie wie. Aurora jednak postawia zawalczyć o ten kąt.
„Życie nie musi być idealne, by można było czuć się szczęśliwym. Bo czym tak naprawdę jest ta osławiona idealność?”
Rhodes nie należy do życzliwych. Prowadzi spokojne życie wychowując syna, pracując jako leśniczy. Nie podoba się mu dziewczyna, która postanowiła wkroczyć na jego włości. Twardy mężczyzna, i pogodna pełna optymizmu kobieta. On nie chce mieć z nią do czynienia, czy mieszkanie na jednym terenie sprawi, że będą w stanie poznać się, zaakceptować i nawet polubić ?
„Miłość zawsze ma swoją cenę, ale nie powinna być ona aż tak wysoka.”
Pierwsze dwieście stron sprawiło, że byłam tak zdesperowana, że nie chciałam czytać tej książki. Naprawdę, w moim odczuciu to nie była Zapata jaką znam i kocham. Był to jakiś jej cień, który nie potrafił jakoś tego skleić. Było nudno, z bólem serca to mówię, nie mogłam się wczuć w historię i tak naprawdę nie działo się nic. To chyba najdłuższy wstęp jaki jest na świecie. Ale po magicznej dwusetce pokochałam tą książkę, bo wróciła w końcu Mariana jaką zna. Jaka tak kocham i uwielbiam. Były tu emocje, śmiech, piękna relacja i prawda, która nie zawsze jest taka piękna.
„Żałoba była ostatecznym sposobem, w jakim mogliśmy powiedzieć naszym bliskim, że wywarli wpływ na nasze życie, że bardzo nam ich brakuje.”
Wiem, że powiecie, ale to przecież Zapata i książka slowburn. Ja to wiem. Naprawdę. Zdaje sobie z tego sprawę i nie mam nic do tego, że akcja idzie wolno, ale jakby to Wam wytłumaczyć, porównując do poprzednich jej książek w pierwszych 200 stronach nie było tej magii w słowie, nie było tylu emocji. Tak jak z bombą, rozbrajacie, ale nie wiecie czy wam się uda, a tu zabrakło tego dreszczyku kiedy ta bomba wybuchnie, czy nie wybuchnie w naszych rękach. Ale potem obiecuje Wam, że warto, bo właśnie po tych stronach bomba wybuchła i siała spustoszenie.